sobota, 15 lipca 2017

Pierwsze buty do biegania

Tak jak już wspominałem, biegową przygodę rozpocząłem w butach do gry w piłkę nożną na hali. Po kilku tygodniach biegowych treningów, przyszedł jednak moment znurzenia. Monotonię najłatwiej przełamać zakupami.

Postanowiłem kupić swoje pierwsze buty do biegania. Długo nad tym nie myślałem. Nie wiedziałem nawet,  czy jestem pronatorem czy supinatorem. Nie wiedziałem nawet, że istnieją takie terminy a co dopiero buty dopasowane do każdego z nich! Wybrałem się do outletu sportowego. Kupiłem buty, które były przeznaczone do biegania, ktore wizualnie najbardziej mi się podobały i które nie kosztowały kosmicznych pieniędzy.

Wybór padł na czarno-czerwone Nike, nawet nie wiem jaki model. Potem okazało się, że są to buty do biegania w trudnym terenie, uniwersalne. No i super! Kiedy pierwszy raz założyłem je na nogi i wyszedłem na ścieżkę biegową, czułem się jakbym unosił się w powietrzu! Miałem wrażenie, że buty same mnie niosą - prawdziwa radość z biegania. Już nikt nie musiał mnie przekonywać, że buty do biegania mają sens, że wart w nie zainwestować parę groszy.

To były czasy kiedy potrafiłem już przebiec 30 minut bez zatrzymywania się i przechodzenia w spacer. Nikt mi nie wmówi, że do amatorskich biegów potrzebne są jakieś najnowsze modele butów, że mają znaczenie systemy, marki etc itp. Wspomniane buty służą mi do dziś, mają przebieg pewnie kilku tysięcy kilometrów i amortyzacja nie jest już tak dobra jak na początku. Do póki jednak będą w jednej całości, nie będę szukał nowych.

piątek, 28 października 2011

Nie lubię biegać. Lubię.

Zacząłem od truchtu przeplatanego marszobiegiem. Pięć minut truchtu, pięć minut szybkiego chodu. Przez pierwsze dwa tygodnie zmuszałem się do dwóch pełnych cykli, było ciężko. Po dwóch tygodniach treningów z częstotliwością 3-4 razy w tygodniu, mogłem przebiec pięć minut bez wielkiej zadyszki.

Biegałem bez przygotowania. Żadnych badań, żadnych zakupów, żadnych planów treningowych. Wystarczał mi pobliski las, chiński t-shirt, buty halówki (!), sportowe spodenki. Zero inwestycji. Czas odmierzał telefon komórkowy. Ten sport naprawdę można uprawiać bez wydawania jakichkolwiek pieniędzy. I tylko woda, od tego czasu, zawsze jeździ ze mną w bagażniku - niecała złotówka za 1,5 litra.

Nie lubię biegać rano. Pewnie dlatego, że późno się kładę, cenię każdą minutę o poranku. Najczęściej biegam po pracy. Po ścieżkach w parku, w weekendy w lesie. Nie lubię biegać po ulicy/chodniku. W ogóle nie lubię biegać. Ale muszę.

Najlepiej wychodzi mi bieganie kiedy się pokłócimy. Lubię wtedy wyładować agresję i pobyć sam ze sobą. Tak lubię. Biegać.

sobota, 22 października 2011

Biegam bo muszę

Wiem, że nie zabiegam śmierci. Ogólnie śmieszy mnie to całe bieganie.

Zacząłem biegać jakieś sześć miesięcy temu. Maj, pierwsze promyki naprawdę ciepłego słońca. Nie byłem w stanie przebiec truchtem pięciu minut. Zadyszka jakbym ukończył maraton.

Mam 33 lata. Od ośmiu lat siedzę w biurze. Przy 180 cm wzrostu, we wspomnianym już maju, ważyłem 95 kg. W gorszych okresach dobijałem do 100 kg. Teraz kręcę się w okolicy 90 kg. To efekt treningów biegowych, żadnej diety. Odkąd skończyłem studia, moja aktywność ruchowa ograniczała się do wyjścia na przystanek autobusowy, wdrapania się na drugie piętro w biurowcu, okazyjnych zakupów, weekendowych spacerów. Czasami seks. Bardzo rzadko piłka nożna i koszykówka ze znajomymi z pracy. W miarę zdobywania doświadczenia zawodowego te ostatnie aktywności malały, aż w końcu zupełnie ustały. Potrzebowałem ruchu jak powietrza.

Nie mogę zmotywować się do regularnych treningów biegowych. Staram się wychodzić biegać co najmniej raz w tygodniu. Czasami mam lepsze okresy, kiedy biegam co drugi, co trzeci dzień. Chodzi mi po głowie przebiegnięcie maratonu. Na razie mogę biec bez przerwy przez 30 minut, powiedzmy że w tempie "konwersacyjnym".